Zaloguj się by mieć dostęp do całości serwisu
|
Nov
06
2025 |
Dziecięce wspomnienia z Brnia
dodany przez Barbara Sniezek o godz. 15:32:40 A
A
A
![]() Jak wiadomo, z wcześniejszego mojego opowiadania pt. „Breń mojego dzieciństwa”, najwcześniejsze dziecięce lata spędziłam w Brniu koło Dąbrowy Tarnowskiej – gmina Olesno, województwo małopolskie. Mieszkaliśmy blisko Państwowej Szkoły Rolniczej, w której uczył mój tato, mieszczącej się w byłym dworku rodziny Konopków, skąd wywodził się znany polski poeta i malarz – Feliks Konopka. Moje już dorosłe wnuczki Julia i Emilka zainteresowane tym miejscem, wypytywały mnie o szczegóły. – Babciu, opowiedz nam koniecznie, co pamiętasz z tam spędzonego dzieciństwa, jakieś historyjki… – prosiły wnuczki. Jak już wspomniałam, mieszkaliśmy w niewielkim, parterowym domku ze spadzistym z dwóch stron dachem, bardzo blisko szkoły, więc często razem z rodzicami i ich znajomymi przebywaliśmy w pobliżu dworku i spacerowaliśmy po parku. Mój chrzestny ojciec, też nauczyciel w tym technikum, miał aparat fotograficzny, nawet z takim specjalnym stojakiem, na którym mógł ustawić aparat, nastawić go na czas i robić wspólne zdjęcia. Dzięki niemu zachowało mi się kilkanaście pamiątkowych zdjęć z tych breńskich czasów. Mam zdjęcia, na których jestem jako mała dziewczynka, w parku, na mostku i przed dworkiem ze znajomymi nauczycielami i pracownikami szkoły, a nawet przy ogrodzeniu parkowym z siostrami zakonnymi, prowadzącymi ochronkę, które akurat wracały z Olesna. W tym domku mieszkały dwie rodziny: my i po drugiej stronie państwo z synkiem Andrzejkiem, moim rówieśnikiem. Andrzejek przychodził do nas i bawiliśmy się razem w ogródku przed domem. Pewnego razu mama usłyszała, jakieś krzyki, więc czym prędzej wybiegła i zobaczyła taką scenkę: ja kucam skulona, a Andrzejek wrzeszczy i bije mnie piszczałką po głowie. Mama chowała tam kilka kur i ja je karmiłam ziarnami zboża. Na wiosnę w domu stał wielki kosz, gdzie kwoka wysiadywała jajka. Często oglądałam, jak z jajek wykluwają się pisklęta. Byłam nimi zachwycona, przecież to takie słodkie, puchate kuleczki. Jak już nieco podrosły, ja tak bardzo ściskałam je z miłości, że niczym mama zauważyła, koło mnie już leżało kilka przyduszonych kurczątek. Miałam wtedy około dwa latka. Również z opowiadań mamusi wiem, że jako chyba trzyletnie dziecko, upiłam się! Mama robiła wino i fermentowało w takiej olbrzymiej butli. Potem, gdy już było gotowe, zaczęła go przelewać do butelek, a ja, niezauważona, podeszłam z garnuszeczkiem i wypiłam. Widocznie myślałam, że to malinowy soczek, bo też był podobnie robiony. Wkrótce mama zorientowała się po moim dziwnym zachowaniu, że jestem pijana i położyła mnie spać. Tatuś miał taką niedużą, ręczną rozciąganą harmonię z guzikami, grał na niej i śpiewał, a ja tańczyłam i śpiewałam razem z nim. Były to przeważnie piosenki żołnierskie, które pamiętam do dzisiejszego dnia: „Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani...”, „Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie...”, „Ułani, ułani, chłopcy malowani...”, ‘Przybyli ułani pod okienko”, „Pierwsza kadrowa”, „O mój rozmarynie”… i wiele innych. Śpiewał też coś takiego: Przychodziła do nas ciotka Bronka z Ćwikowa – młodsza siostra mojej babci ze strony mamusi. Ona miała bardzo długie włosy, które czesała w tzw. „gretkę” – zaplecione dwa warkocze upinała na głowie długimi szpilami w taki sposób, aby tworzyły koronę. Bardzo lubiłam rozplatać jej tę fryzurę i czesać te niesamowicie długie, piękne czarne włosy. Były to czasy bez pośpiechu, telefonów, telewizji – był czas na wszystko, na spotkania ze znajomymi, spacery i długie, wspólne wieczory z rodziną. Często mój chrzestny ojciec wprowadzał mnie do szkolnego holu i podnosił na rękach, do wiszącej tam wypchanej, olbrzymiej głowy dzika i w jego paszy znajdywałam przeznaczone dla mnie słodycze – dlatego utknęła w mojej pamięci. Gdy już byłam nieco starsza, mogłam sama wychodzić pod szkołę i do parku. W bocznym skrzydle szkoły mieszkali państwo z córeczką, którą chętnie odwiedzałam, i pieszczotliwie zwracali się do tej dziewczynki – „Dziubek”, i ja, gdy byłam o coś na nią zła, to mówiłam: „Dziubek od starego czajnika!”. Bawiłyśmy się piłką przy dworku i jak nam się pobrudziła, to szłyśmy pod staw, gdzie w pobliżu mostku było kilka schodków do wody i myłyśmy piłkę. Oj, rodzice pewno by nas o to skarcili! Byłam taką ciemną blondyneczką z kręconymi włoskami i lokiem, który mama upinała mi na czubku głowy, zawsze wesołą i śmiejącą się, więc pracownicy szkolni i uczniowie bardzo mnie lubili. Mam z nimi kilka zdjęć w parku i na mostku. Chyba koło młyna, dwie zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP NP, z takimi olbrzymimi, białymi nakryciami głowy, kształtem przypominającymi latawiec, prowadziły przedszkole – wtedy nazywane „ochronką”. Chodziłam tam, gdy byłam nieco starsza. Codziennie dzieciaki musiały się ustawiać w kolejce i siostra podawała nam tran na łyżeczce. Och, bardzo tego nie lubiłam! Pamiętam też, że była tam olbrzymia skrzynia, w której mieliśmy drewniane kolorowe klocki – układaliśmy z nich duże budowle. Mieszkałam w Brniu tylko przez moich pierwszych sześć lat życia, więc wiadomo, że okresu niemowlęcego się nie pamięta, a z bardzo wczesnego dzieciństwa zostały w pamięci tylko drobne epizody. Potem wyprowadziliśmy się z Brnia do Tarnowa-Zbylitowskiej Góry, gdzie w części dużego klasztoru sióstr zakonu Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa Sacre Coeur, założono Technikum Mechanizacji Rolnictwa i tam tato został nauczycielem zawodu. Były to czasy powojenne, gdy zabierano właścicielom majątków i klasztorom ich posiadłości. Przypominam sobie, że w czasie wyprowadzki z Brnia, podczas pakowania rzeczy do dużej ciężarowej przyczepy, na pniu wysokiego drzewa, przy drodze koło domu, goniły się w kółko dwie duże wiewiórki. Ot, to takie drobne skrawki dzieciństwa, które zostały jeszcze w pamięci. © Barbara Śnieżek 25 października 2025 r. Dołączam kilka zdjęć z mojego dzieciństwa w Brniu: 1. Z kuzynką na mostku łączącym dworek z parkiem. 2.Przed ogrodzeniem parkowym z siostrami zakonnymi prowadzącymi „ochronkę”. 3. Złapałam kurczaka – na podwórku przed domkiem. 4. Z Andrzejkiem na podwórku. 5. Zrywam zawilce w parku.
Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze |
Autor: Barbara Sniezek
Dołaczył/ła: 25.11.2016 00:11:46 Miasto: RzeszówData urodzenia: - Zarejestruj się by mieć dostęp do wszystkich opcji serwisu. Inne teksty autora: Dziecięce wspomnienia z B...
Poranek...
Złota jesień...
Pamiętaj!...
Breń mojego dzieciństwa...
Brachykolon* na smutki ...
E-Literatom...
Matko......
Koncert na łące...
* * * (Onamudaj)...
Geneza wiersza...
» wszystkie teksty Informacje: » Tekst czytany był: 27 razy. » Dodano 2 komentarzy do tekstu. » Tekst lubi 1 osób. |
Użytkowników Online
|